wtorek, 31 października 2023

All Seasons Farm, Halloween, pierwszy śnieg

To już ostatnia farma w tym sezonie (wcale nie była planowana). Ostatnia, bo większość zamyka się 31 października, czyli dziś. W przyszłym roku nie zamierzam poświęcać im aż tyle czasu. 

All Seasons Orchard to farma, która znajduje się w miejscowości Woodstock, IL. Na zdjęciach widać jak zmieniła się aura. Mamy późną jesień. W porównaniu z początkiem sezonu drzewa liściaste nabrały ciepłych tonów. 







Dynie, dynie, wszędzie dynie i  kukurydza.


W sklepiku asortyment podobny jak na innych farmach.



Jakie zrelaksowane krówki:



Pan (pewnie gospodarz) zawiózł nas traktorem do sadu, gdzie wręczył nam takie oto narzędzie:


Nie wiem czy ma to jakąś nazwę, ale zbiera się nim jabłka z wysokich drzew.
Znów się jabłek ojadłam.





Słyszałam, że w Polsce obchodzi się msze w intencji bezbożników świętujących Halloween. Szkoda, że nie w intencji zabaw choinkowych (choinka to chyba nie jest rodzimy zwyczaj?). Ot kolejny paradoks.
Tutaj parady na Halloween zdarzają się w kościele.







Od 15.00 do 19.00 czekam z cukierkami na dzieci. 



Pewnie wiele ich nie będzie, bo śnieg spadł. 



 Spieszę donieść, że już po wszystkim, a dzieci dopisały. Naszym osiedlowym dzieciom nigdy nie żałuję słodyczy. Niech mają pozytywne wspomnienia, szczęśliwe, udane dzieciństwo.


poniedziałek, 23 października 2023

Mississippi, The Palisade State Park, Mark Twain






Skałki
Twin Sisters -Bliźniaczki


Nostalgiczne rozlewiska i feeria barw












 "Głowa Indianina" w jesiennej scenerii: 



  Przemierzyłam dziś bezkresne morze kukurydzy, by móc cieszyć się widokiem Matki Rzek. Mijałam wyspy koralowych drzew; z każdym ruchem wiatru kołyszące się roślinne fale, szelfy, niewielkie rybackie porty,  wysmaganych słońcem ludzi. Na  ich rozpromienionych twarzach błyszczała sól. Pod nimi wody, nad nami niebo zmieniało się wraz z przebytą odległością i porą dnia.







   Samuel Langhorne Clemens większości znany jako Mark Twain - pisarz i obieżyświat pracował na parostatku na Missisipi jako pilot. I kto wie, czy jego pseudonim, nie pochodzi właśnie stąd, gdyż mark twain – w żargonie pilotów parowców rzecznych – oznaczało „dwie sążnie tj. 12 stóp” (jednostka głębokości). Tak pisał o rzece w swojej powieści biograficznej  "Życie na Missisipi". 

„Utraciłem coś, czego póki żyję nie będę już mógł odzyskać: cały wdzięk, piękność, poezja uleciały z majestatycznej rzeki. Pamiętam do tej pory pewien cudowny zachód słońca, którego byłem świadkiem, gdy żegluga parowcem stanowiła dla mnie nowość. Rozległa przestrzeń rzeki zamieniła się w krew. W niezbyt wielkiej odległości czerwona barwa przechodziła w złoto, przez które płynęła samotna, czarna, wyraźnie widoczna kłoda. W jednym miejscu leżała na wodzie długa, ukośna, błyszcząca smuga, w innym powierzchnia łamała się w ruchliwe, opalizujące kręgi. Tam gdzie rudawy blask jaśniał najsłabiej było gładkie miejsce porysowane delikatnie pięknymi kołami i lśniącymi liniami. Lewy brzeg był gęsto zalesiony, a w ponurym cieniu rzucanym przez las w jednym miejscu migotała długa, pienista błyszcząca jak srebro smuga. Wysoko nad leśną ścianą suche drzewo o wyraźnych konturach falowało jedyną pokrytą liśćmi gałęzią, która paliła się jak płomień na tle wspaniałej słonecznej poświaty. Było jeszcze wiele pięknych zakrętów, odbijających się w wodzie obrazów, lesistych wyniosłości, łagodnej dali. A nad tym wszystkim daleko i blisko płynęły rozproszone światła wzbogacając co chwila obraz w nowe cuda kolorów. Stałem jak zaczarowany”.

Moje wspomnienie z tego miejsca sprzed 7 lat znajdziesz <tu>


sobota, 21 października 2023

Odliczanie do Halloween 🎃

   Mimo wyjątkowo ciepłego roku i  pięknej, kolorowej jesieni, odczuwamy, że szybciej zapada zmrok. Na wieczornym spacerze wiatr wieje przez gałęzie, nad ranem w drodze do pracy napotykamy wilgoć i chłód. Kurtki, swetry i kocyki wracają do łask. Aby podtrzymać przytulny nastrój palimy światełka i świece.
   Być może zastanawiałaś/-łeś się kiedyś, w jaki sposób latarnie z dyni stały się tak popularne i dlaczego są symbolem Halloween? Aby poznać pochodzenie latarni "Jack-'o -lantern" musimy przenieść się przez Atlantyk do torfowisk i bagien, wiejskich obszarów Irlandii. Na początku XVII wieku powstała legenda o tajemniczej postaci znanej jako Skąpy Jack (Jack the Smith, Drunk Jack, Flakey Jack). Najpopularniejsza wersja opowiada o tym, że Jack oszukał diabła, a gdy ten zmienił swą postać, uwięził go w stanie przemienionym. Ale to mu  nie wystarczyło. Jack  chciał czegoś więcej, zaproponował więc Diabłu wycofanie się z umowy w zamian za to, że nie zabierze mu duszy przez dłuższy czas. W niektórych innych wersjach tej historii wysłannik piekieł zostaje oszukany 3 lub 4 razy. W końcu jednak czas Jacka się skończył i nie był on już w stanie ponownie czarta oszukać. Tak oto Skąpy Jack został skazany na wieczną wędrówkę po Ziemi, mając jedynie żar podarowany mu przez diabła, aby oświetlał mu drogę.
W irlandzkim folklorze  z tego okresu  istnieją również opowieści dotyczące tak zwanych ignis fatuus, czyli fałszywych ogni. Błędne ogniki są zjawiskiem powszechnym – z naukowego punktu widzenia ignis fatuss jest znany jako gaz bagienny i pojawia się podczas samozapłonu metanu powstałego w wyniku rozkładu materii organicznej na bagnach lub obszarach podmokłych. 
 Z czasem te dwie legendy zaczęły się ze sobą łączyć – kiedy wiele osób na wrzosowiskach Wysp Brytyjskich zobaczyło naturalnie występujący ignis fatuss, przypisywało je krążącemu po świecie Jackowi.
   W dodatku w tej części świata wiele osób  celebrowało  gaelickie obchody Samhain, z rytuałem chodzenia od domu do domu w poszukiwaniu gościny (stąd wziął początek "Trick or treat" -„Cukierek albo psikus”). Ponieważ w Irlandii przed rewolucją przemysłową nie było elektryczności,  to rzeźbiło się rzepę, ziemniaki lub inne warzywa korzeniowe, a następnie dodawało węgle lub świece do wnętrza, aby stworzyć prowizoryczne latarnie. Czasami rzeźbiono na nich twarze. Ta tradycja zachowała się po dziś dzień w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Niewiele jednak osób wie, że na terenach polskich również był taki zwyczaj rzeźbienia w rzepie i innych warzywach korzeniowych (tzw. kraboszki) używane podczas obrzędu Dziadów. Podczas tego święta przyjmowano także pod dach wędrowców, aby ich starym polskim obyczajem ugościć.
 Ale wróćmy do tematu. :) Imigranci, którzy przybyli z Wysp Brytyjskich do Ameryki w XVIII I XIX wieku, zastali na miejscu nową roślinę, której owoc był znacznie większy i łatwiejszy do krojenia niż warzywa korzeniowe. Jak się okazuje dynia, bo o niej mowa, była używana do dekoracji i rzeźbienia już w latach sześćdziesiątych XVIII wieku.





W ten sposób tradycje z różnych zakątków świata połączyły się  w jedną w Stanach Zjednoczonych. Stąd podczas obchodów Halloween, tworzone są i powielane twarze z dyń, które znamy po dziś dzień. 




Poniżej zdjęcia z tegorocznych obchodów Halloween organizowanych dla dzieci w Cantigny Park w Wheaton, IL.