sobota, 17 maja 2014

Dom Billy'ego Corgan'a

Przypadkiem i całkiem nieświadomie stworzyłam serię o domach sławnych ludzi: Al Capone , Hemingway, Frank Lloyd Wright , itd.. Dzisiaj kolejna odsłona - dom Billy'ego Corgana, wokalisty, gitarzysty i autora tekstów, znanego może bardziej jako frontmen zespołu The Smashing Pumpkins. Podejrzewam, że niewiele czytelników kojarzy i pamięta  okres, kiedy w stacjach muzycznych i telewizyjnych królował rock alternatywny, grunge i takie tam klimaty. W każdym bądź razie chodzi o początek lat 90-tych, pokolenie X, ponure brzmienia, marne perspektywy i ogólnie pojęty bunt przeciw zastanej rzeczywistości. 
Kiedy rodzice naszego bohatera rozeszli się, Billy zamieszkał z ojcem i macochą.  Dzielił pokój ze swoim niepełnosprawnym bratem, którym musiał się opiekować, nieustannie kłócąc się z macochą. Jak się okazuje dom w Glendale Heights (zdjęcie poniżej), w którym Corgan spędził dzieciństwo, aż do ukończenia szkoły średniej, nie był najszczęśliwszy. W tym okresie jednak zaczął grać, pisać, ukształtował się jego gust muzyczny. Co oznacza, że gdyby nie te negatywne doświadczenia, byłby zupełnie innym człowiekiem. Być może nawet jego talenty nigdy by się nie ujawniły.




Często spotykam się z opinią, że ktoś inaczej wyobrażał sobie dom jakiejś wybitnej postaci, że jest dajmy na to stary, ponury, albo jakiś taki nijaki. No cóż, rzeczywistość często nas zaskakuje, nie każdy urodził się w czepku, co nie oznacza, że nie może do czegoś wartościowego dojść i nie będzie kiedyś mieszkać w pałacu. 
Dom całkiem niedawno był wystawiony na sprzedaż (o czym informował sam Corgan na swoim Twitterze), a pod koniec kwietnia br. kolejny raz zmienił właściciela.



poniedziałek, 5 maja 2014

Droga - Matka - Route 66

Podejrzewam, że najlepszym sposobem poznania Ameryki jest przejechanie jej wzdłuż i wszerz. W innych przypadkach zawsze będzie to jakiś wycinek rzeczywistości, a nie ogólny jej zarys. Nie sposób też w inny sposób docenić walorów tych terenów, trzeba wszystko doświadczyć na własnej skórze. Ciekawą alternatywą jest podjęcie właśnie takiej podróży historycznym szlakiem - Route 66, który prowadzi z Chicago w Illinois do Los Angeles, na drugi kraniec USA i wybrzeża Oceanu Spokojnego, przez trzy strefy czasowe i poprzez stany: Missouri, Kansas, Oklahomę, Texas, Nowy Meksyk i Arizonę, aż do Kalifornii i Santa Monica - ostatni odcinek dobudowany w ciągu 10 lat od otwarcia w 1926r., ogólnie 2448 mil - tj. 3940 km. Taka podróż sentymentalna o dziwo jest ciągle na czasie, dzięki legendzie stworzonej przez film "Urodzeni mordercy", kreskówkę "Auta", muzykę popularną nawiązującą do tej trasy ( Bobby Troupe, Depeche Mode, Rolling Stones) i literaturę ("Grona Gniewu" - J. Steinbeck'a), a także dzięki nostalgii do Ameryki w czasach  jej świetności. Nawet jeśli dziś "Historic U.S. 66 Route" nie jest już autostradą krajową (od 1985r.), to wciąż przyciąga rzeszę poszukujących atrakcji turystów. Słyszałam, że najciekawszy historycznie i krajobrazowo odcinek znajduje się w Arizonie i Nowym Meksyku, mimo to, pokażę wam zdjęcia z rodzinnej restauracji przy Route 66, jeszcze na starcie w Illinois, z ogromną nadzieją, że na legendarny szlak jeszcze wrócę.

 



White Fence Farm słynie z dań z kurczaka, ale ja wybrałam pieczoną rybę, 
która okazała się strzałem w dziesiątkę.
Rodzinna restauracja pochodzi z końca lat dwudziestych ubiegłego stulecia
i wydaje się jakby czas się tam zatrzymał.
 Myślę, że to również zasługa zgromadzonych tam eksponatów.